ks. Kamil Wolan SAC

 

TRZEBA WYJŚĆ NAPRZECIW TEGO, CZEGO OCZEKUJĄ UCZNIOWIE

Fenomen szkoły polega na tym, że to cały czas bardzo żywy organizm.
Marazm i rutyna nie wchodzą w rachubę. Jeśli chodzi o zmiany, uważam,
że trzeba wyjść naprzeciw tego, czego oczekują uczniowie.
Potem wspólnie z nauczycielami robić co w naszej mocy,
aby odpowiedzieć na te potrzeby – tłumaczy ks. Kamil Wolan SAC.
Z nowym dyrektorem „katolika” rozmawiamy o wyzwaniach,
przed jakimi stoi szkoła i pomysłach na to, jak ją zrewolucjonizować. 

 

Widzę w szkole ogromny potencjał, pierwsze dni napawają mnie optymizmem.
Wróciłem do mojej pierwszej miłości, jaką jest ta szkoła – mówi ks. Kamil Wolan SAC, dyrektor „katolika”

 

AGNIESZKA WASZKIEWICZ: Kim jest nowy dyrektor „katolika”?

KS. KAMIL WOLAN SAC: – Pochodzę z Podkarpacia. Przez pierwsze 12 lat mieszkałem w tamtych stronach. Można powiedzieć, że jestem niskopiennym góralem. Bieszczady mocno wpisały się w okres mojego dzieciństwa i dorastania.

Później wyruszył ksiądz za ocean

– W Michigan w USA spędziłem najważniejsze lata mojego życia. Tam ukończyłem gimnazjum, liceum i rok studiów.

Dom to dla księdza Polska czy USA?

– W Polsce są moje korzenie, ale to Stany Zjednoczone traktuję jako dom w klasycznym rozumieniu. Tam mieszkają moi rodzice, rodzeństwo. Wracam w tamte strony raz w roku podczas urlopu.

A jednak po święceniach wybrał ksiądz Polskę.

– Przez to, że wychowałem się w USA, było sporo propozycji, żebym wrócił do pracy do Stanów.

Nie chciał ksiądz?

– Wzbraniałem się przed tym. Duchem byłem z Polską. Nie po to do niej wróciłem, żeby po ukończeniu seminarium wyjeżdżać. Zgodziłem się jednak na zastępstwo na czas urlopów księży pracujących w USA. Pojechałem na 2 miesiące do Brooklynu. W tym czasie na zastępstwie w parafii w dzielnicy Nowego Yorku był ks. Paweł. Tam się poznaliśmy. Wiedziałem już wówczas, że po wakacjach trafię do Chełmna.

 Do „katolika” wrócił ksiądz po 7 latach. Jakie są pierwsze refleksje?

– Wszystko jest nowe. Zmienił się charakter szkoły. Gdy pełniłem w niej rolę prefekta, były 2 klasy szkoły podstawowej i liceum. Z ks. Pawłem [poprzedni dyrektor – ks. Paweł Orpik – red.] budowaliśmy wówczas podstawówkę, teraz to wszystko jest scalone. Wszechobecny jest dziecięcy duch. Szkoła żyje, co widać i słychać. Odbieram to bardzo pozytywnie.

Przez ostatnie lata udało się przeprowadzić sporo inwestycji.

– Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to duży ukłon należy się poprzedniemu księdzu dyrektorowi. Wprowadzone rozwiązania są bardzo nowoczesne, z górnej półki. Niewątpliwie jest się czym chwalić. To wszystko robi wrażenie i przede wszystkim – bardzo ułatwia pracę.

Największe wyzwanie?

– Nie będzie szkoły bez uczniów. Musimy mocno zastanowić się nad tym, jak ich przyciągnąć, zachowując jednocześnie charakter szkoły. To aktualnie nasz główny cel.

Jakieś pomysły, jak tego dokonać?

– Zawsze lubiłem spędzać dużo czasu z uczniami. Uważam, że trzeba zrobić wszystko, by szkołę traktowali nie tylko jako miejsce, w którym trzeba się uczyć, ale i można fajnie spędzić czas. Będziemy wykorzystywać do tego każdą możliwą okazję oraz zaplecze, potencjał szkolnych budynków i obiektów.

Zdradzi ksiądz szczegóły?

– Jest cała gama wydarzeń, które wpisane są w roczny plan pracy naszej szkoły. Na ostatniej radzie pedagogicznej rodziły się kolejne pomysły. Myślę, że każdy uczeń znajdzie coś dla siebie. Na pewno zaczniemy od wspólnej integracji, ogniska, wieczoru filmowego na hali sportowej. Już niebawem dwie klasy pojadą na wycieczkę na Dolny Śląsk.

To wszystko dla naszych uczniów. Co z młodzieżą, którą chcemy pozyskać?

– Przede wszystkim trzeba wyjść poza mury szkoły, do ludzi. Przez 2 lata wspólnej pracy z ks. Pawłem wyjeżdżaliśmy z naszymi uczniami do szkół w regionie. Wtedy taka forma promocji dobrze się sprawdzała. Liczę na to, że i w tym roku szkolnym przyniesie zamierzony efekt.

W tamtym czasie większych problemów z naborem uczniów nie było.

– Otwieraliśmy szkołę podstawową. Działaliśmy trochę po omacku. Zupełnie inaczej prowadzi się liceum czy gimnazjum, niż podstawówkę.

A jednak się udało.

– Pomysł był nowy, świeży. Spotkał się z odpowiedzią ze strony lokalnej społeczności. Nabór był dobry.

Wydawać mogłoby się, że sytuacja, gdy po ukończeniu podstawówki przechodzi się do LO w tej samej szkole, to komfort. A jednak młodzież wybiera inaczej.

– 8 lat w jednej szkole to dużo dla młodego człowieka. W tym wieku zmiany po prostu są potrzebne. Nie przeskoczymy tej mentalnej bariery u uczniów.

Trochę to jednak frustrujące, gdy młodzież, która w tej szkole dorastała, na kolejnym etapie edukacyjnym woli pójść gdzie indziej.

– Jest nadzieja, że jakiś procent uczniów będzie z nami zostawał. W tym roku, w I klasie LO jest połowa absolwentów naszej podstawówki. Młodzi ludzie muszą mieć jasną informację, że szkoła cały czas jest dla nich otwarta. Z drugiej strony, jeśli przychodzą nowi uczniowie, to też jest korzystna zmiana. Najważniejsze, by jedni i drudzy czuli się u nas dobrze i bezpiecznie.

Być może szkole pomógłby internat.

– Analizując ulotki promocyjne sprzed lat, od dawna mówiło się o budowie hali, boiska oraz o stworzeniu internatu. Dwa z tych zamierzeń udało się zrealizować. Temat internatu jest cały czas otwarty. Kluczowy w podjęciu decyzji o tym, czy warto jest go otwierać, będzie wynik audytu. Zbadamy środowisko i rynek, żeby poznać odpowiedź na to pytanie.

Co ksiądz myśli o rewolucjach na miarę szkoły katolickiej w Sierpcu, która zlikwidowała oceny i sprawdziany?

– Fenomen szkoły polega na tym, że to cały czas bardzo żywy organizm. Marazm i rutyna nie wchodzą w rachubę. To duży plus takiego środowiska pracy. Jeśli chodzi o zmiany, uważam, że trzeba wyjść naprzeciw tego, czego oczekują uczniowie. Potem wspólnie z nauczycielami robić co w naszej mocy, aby odpowiedzieć na te potrzeby. Jestem otwarty na wszelkie innowacje, na tę również. Będziemy pogłębiać temat.

Co jeszcze ma ksiądz w planach na bliższą i dalszą przyszłość?

– Chciałbym stworzyć w szkole wspólnotę, m.in. poprzez kontynuację tradycji czwartych niedzieli i wspólnych mszy świętych. Zobaczymy, na ile będzie otwartość ze strony nauczycieli i rodziców w tym zakresie.

Staramy się też, by szkoła otrzymała patrona. W okresie przedwojennym nasze pallotyńskie kolegium poświęcone było św. Józefowi. Chcielibyśmy kiedyś ustanowić go naszym patronem.

Księdza zainteresowania?

– Sport zawsze był dla mnie czymś, co mnie stabilizowało. W amerykańskiej szkole uczniowie są zachęcani do tego, by każdy grał w jakiejś drużynie. W gimnazjum przez 3 lata uprawiałem koszykówkę, w liceum przeniosłem się na tenis ziemny.

Do tej pory uwielbiam te dwie dyscypliny. Innymi rodzajami aktywności ruchowej, takimi jak bieganie, jazda na rowerze czy pływanie, też nie pogardzę. Uprawiając sport przygotowuję się do pracy, zbieram myśli.

Gdy przed laty przyszedłem do Chełmna, grałem w koszykówkę z drużyną oldboys oraz w tenisa ziemnego – w Chełmnie, u pana Karolczaka, a w Świeciu – w lidze.

Muzyka często płynie w tle?

– Zawsze. To nieodłączny element. Przy muzyce lubię pracować i uprawiać sport. Jest tłem do wszystkiego, co robię. Jej rodzaj wybieram w zależności od tego, czym zajmuję się w danej chwili. Pracując wolę spokojną muzykę instrumentalną. W samochodzie przeważają bardziej dynamiczne rytmy.

Podobno jest z księdza przysłowiowa złota rączka.

– Chyba jak większość mężczyzn lubię prace techniczne. Zawsze interesowało mnie budowanie w każdej formie. Chciałem być architektem wnętrz. Moim pierwszym wyborem były studia w tym kierunku. Siedzi to cały czas we mnie jako wielka pasja.  Lubię naprawiać, upiększać, stwarzać przestrzeń, w której można będzie czuć się dobrze.

Jak uczniowie reagują na nowego dyrektora?

– Na razie jest konsternacja i delikatne badanie sytuacji. A tak poza tym, spotykam się z życzliwością i uśmiechami. Część klasy I LO – uczniowie naszej podstawówki, rozpoznają mnie. To miłe i pozytywne, spędziliśmy razem trochę czasu na początku ich drogi edukacyjnej.

Jak mijają księdzu pierwsze dni w nowym miejscu pracy?

– Dobrze. Do tej pory pracę miałem nieco bardziej stresującą i wymagającą z racji mnogości obowiązków. Prowadziłem aptekę, dość duży dom zakonny i Biuro Turystyczno – Pielgrzymkowe Apostolos.

Widzę w szkole ogromny potencjał, pierwsze dni napawają mnie optymizmem. Wróciłem tutaj trochę jak do siebie.

Po 7 latach koło zatoczyło się.

– Zawsze myślałem, że w naszej pallotyńskiej rzeczywistości jest to coś rzadko spotykanego. Wróciłem do mojej pierwszej miłości, jaką jest ta szkoła.